Sensacyjne doniesienia w sprawie Nord Stream. Polacy mieli celowo opóźniać śledztwo? Europejscy śledczy mają wiele wątpliwości wobec Warszawy
Po raz kolejny w sprawie wybuchu Nord Stream strona polska jest negatywnie w międzynarodowych gazetach. Amerykańskie "The Wall Street Journal" przedstawił poważne zarzuty przeciwko Warszawie.
- Od co najmniej roku trwa międzynarodowe śledztwo w sprawie wybuchu gazociągu Nords Stream.
- Uszkodzenie niemiecko-rosyjskiego rurociągu mocno uderzyło w funkcjonowanie transportu ropy do Europy.
- Amerykański dziennik "The Wall Street Journal" ujawnia jaki wpływ mieli polscy śledczy na opóźnianie śledztwa.
- Zobacz także: Kamiński: Tylko przemoc fizyczna uniemożliwi mi wzięcie udziału w głosowaniach. Nie jestem przestępcą
Europejscy śledczy są oburzeni zachowaniem Polski i zarzucają jej sabotowanie śledztwa w sprawie wybuchu na gazociągu Nord Stream. Jak pisze "The Wall Street Journal", Polska miała celowo ukrywać kluczowe dowody w tej sprawie, ponieważ mogą one wskazywać na udział Ukrainy w akcji zniszczenia gazociągu.
Europejscy śledczy od dawna uważają, że atak został zorganizowany z Ukrainy przez Polskę - czytamy w publikacji "The Wall Street Journal".
Jak dotąd europejscy śledczy w ramach prowadzonego postępowania nie przedstawili dowodów na możliwy udział polskiego rządu w zniszczeniu Nord Stream. Wskazują też, że nawet gdyby w sabotaż rzeczywiście zaangażowani byli niektórzy polscy urzędnicy, polski rząd mógłby nic nie wiedzieć o ich udziale w operacji. Ponadto zdaniem śledczych, próby blokowania śledztwa przez polskie władze budzą podejrzenia w tej sprawie.
Czytaj więcej: "Próbowano niwelować znaczenie Lecha Wałęsy". Działacze opozycji z czasów PRL wystosowali apel
Ukraiński ślad w zniszczeniu Nord Stream 2
Jak wynika ze śledztwa dwóch międzynarodowych gazet, oficer ukraińskich sił specjalnych odegrał kluczową rolę w wysadzeniu gazociągu Nord Stream we wrześniu ubiegłego roku. O wybuch oskarżono wówczas samych Rosjan. Z drugiej strony np. Radosław Sikorski wskazał na wywiad Stanów Zjednoczonych.
Wspólne dochodzenie przeprowadzone przez amerykańską gazetę "Washington Post" i niemiecki "Der Spiegel", wskazuje na 48-letniego Romana Czerwinskiego, który służył w ukraińskich siłach specjalnych.
Rola tego oficera stanowi jak dotąd najbardziej bezpośredni dowód powiązania ukraińskiego kierownictwa wojskowego i bezpieczeństwa z sabotażem, który stał się powodem wielu dochodzeń, zrelacjonowała Al Jazeera.
Według dziennikarskiego śledztwa to właśnie Czerwinski nadzorował logistykę i wsparcie sześcioosobowego zespołu, który, posługując się fałszywymi dokumentami wynajął żaglówkę wraz ze sprzętem do nurkowania, w celu podłożenia ładunków wybuchowych przy rurociągach. Wybuchy przerwały w pobliżu duńskiego Bornholmu trzy z czterech rurociągów tworzących Nord Stream 1 i Nord Stream 2, wyrzucając gaz do Morza Bałtyckiego.
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski zaprzeczył wówczas sprawstwu swojego kraju. W lipcu, w wywiadzie dla niemieckiej gazety Bild” stwierdził, że nigdy by tego nie zrobił dodając, że chciałby zobaczyć dowody, które stają za oskarżeniami.
Z dziennikarskiego śledztwa wynika, że Czerwinski nie działał sam ani samodzielnie nie planował operacji. Prawdopodobnie przyjmował rozkazy od wyższych oficerów podlegających generałowi Walerijowi Załużnemu, naczelnemu dowódcy Sił Zbrojnych Ukrainy. Sam Czerwinski zaprzeczył, jakoby brał jakąkolwiek rolę w sabotażu.
Źródło: dorzeczy.pl