Płk rez. dr Kulesza: Bez znaczenia jest to czy było to celowe działanie [NASZ WYWIAD]
"Możemy generować dwa warianty działania strony białoruskiej. Pierwszy to, że było to zamierzone działanie, a drugi to błąd pilotów. Paradoksalnie w mojej opinii, nie ma znaczenia, który wariant był realizowany, ponieważ do takiego incydentu doszło, a z punktu widzenia analityka, cała sytuacja została rozegrana w obszarze środowiska bezpieczeństwa informacyjnego" - mówił na antenie TVMN płk rez. dr Ireneusz Kulesza, analityk RohanConsulting.
- Zobacz także: Lekarze skarżyli się na problemy z e-receptami. Resort zdrowia: Pomogliśmy hospicjom w problemie po stronie dostawcy
Czy niewykrytej przez Wojsko Polskie obecności białoruskich śmigłowców w polskiej przestrzeni powietrznej, nad polskim terytorium, można tłumaczyć niską wysokością lotu?
"Muszę w pierwszej kolejności przytoczyć fakty, z którymi mamy do czynienia. Po pierwsze, do naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej doszło i to jest fakt. Po drugie, w przestrzeń powietrzną wleciały dwa śmigłowce białoruskie. Pierwszy to śmigłowiec szturmowy Mi-24, a drugi to Mi-8, zakupiony przez siły zbrojne Białorusi od Rosji w 2015 roku w ramach partii 12 śmigłowców i druga taka ciekawostka związana z tym sprzętem, iż jest to śmigłowiec dedykowany do wykonywania operacji jednostek sił specjalnych. Kolejnym faktem jest to, że strona białoruska poinformowała oficjalnie o zamiarze wykonywania lotów w rejonie granicy, a fakt ten został potwierdzony przez Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych" - mówił Kulesza.
Czyli Wojsko Polskie wiedziało co będzie miało miejsce, gdzie to się będzie odbywało i w jakim czasie. Dlaczego wobec tego do takiej sytuacji doszło, dlaczego te dwa białoruskie śmigłowce naruszyły polską przestrzeń?
"I tu dochodzimy do clue Pana pytania. Faktem jest to, że istnieje coś takiego jak horyzont radiowy. Tłumacząc, nie wnikając w specjalistyczne terminy, możemy powiedzieć, że środek radiolokacyjny nie zawsze widzi statek powietrzny, który leci na określonej wysokości. Wynika to z faktu, iż do oceny zdolności wykrycia przez środki radiolokacyjne statku powietrznego, lecącego na określonej wysokości używa się takiego narzędzia jak aproksymacja terenu, z którego wynika, że np. dla położenia określonego środka radiolokacyjnego występują określone pola zakryte i martwe. I wykrycie w tym przypadku dwóch białoruskich śmigłowców wkraczających w przestrzeń powietrzną Polski mogło być spowodowane tym, iż one leciały na wysokości niższej niż ustawiona w danym momencie do prowadzenia rozpoznania przez nasze systemy powietrzne. Może to wynikać z tego, że te loty były zgłoszone i nie istniała potrzeba, nie wynikało to ze zgłoszenia, że istnieje jakiekolwiek zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa" - komentował gość.
A co z patrolującymi polskie niebo natowskimi samolotami AWACS, czy one nie mogły rozpoznać tego zagrożenia, czy one nie mogły poinformować o takim incydencie, jak na to patrzeć?
"Osobiście nie mam informacji czy w danym momencie znajdowały się w powietrzu dane środki rozpoznania i walki elektronicznej NATO, i czy prowadziły one rozpoznanie na danym kierunku" - podkreślał.
Musimy wyciągać wnioski. Ministerstwo poinformowało, że będziemy wzmacniać obronę granicy, głównie w wymiarze lądowym, ale okazuje się, że również musi być to wzmocnienie w powietrzu. Pytanie w jaki sposób, jak Pan to widzi?
"Tutaj należy odnieść się do tego co się stało. Została naruszona przestrzeń powietrzna i możemy generować dwa warianty działania strony białoruskiej. Pierwszy to, że było to zamierzone działanie, a drugi to błąd pilotów. Paradoksalnie w mojej opinii, nie ma znaczenia, który wariant był realizowany, ponieważ do takiego incydentu doszło, a z punktu widzenia analityka, cała sytuacja została rozegrana w obszarze środowiska bezpieczeństwa informacyjnego i trzeba zauważać, że prym w tym wiodły media polskie i ułatwiły tym samym stronie białoruskiej i rosyjskiej rozegranie tego incydentu. Bez znaczenia jest to czy było to celowe działanie, czy nie" - wskazywał gość.