Zielińska: Rodzice muszą walczyć o godne miejsce z dziećmi w przestrzeni publicznej. Zwierzęta są tam milej widziane
Rodzic musi stawać na głowie, żeby dziecko nie krzyknęło, nie upuściło okruchów z jedzenia, gdyż wiąże się to z dużo większą dezaprobatą niż szczeknięcie psa - napisała poseł PiS Elżbieta Zielińska.
- Zielińska: Nie uwarunkowania startowe, wspomnienia albo nad-ambitne plany zajęciowe są tym dodatkowym katalizatorem zmęczenia dzisiejszych rodziców.
- Coraz częściej można spotkać lokale gastronomiczne czy hotele oficjalnie zakazujące wstępu z małymi dziećmi - nie dotyczy to jednak zwierząt.
- Zielińska: Musimy walczyć o godne i bezpieczne miejsce rodziców z dziećmi w przestrzeni publicznej.
- Zobacz także: Narodowy Bank Polski przedstawił prognozę inflacji na lipiec. Przedstawiono również wizję inflacji na koniec roku
W ostatnich latach obserwujemy coraz częstsze zjawisko humanizacji zwierząt oraz dehumanizację człowieka. Psy i koty stały się dla wielu ludzi jedynymi towarzyszami oraz członkami rodziny, bez których nie wyobrażają sobie rodzinnej fotografii. Coś jednak musiało pójść nie tak, skoro zwierzęta stawia się obecnie wyżej niż człowieka.
Zwierzęta milej widziane niż dzieci?
W opinii poseł PiS Elżbiety Zielińskiej zamieszczonej na portalu Klubu Jagiellońskiego “jedną z głównych przyczyn presji nakładanej na współczesnych rodziców jest to, że w przestrzeni publicznej dzieci są mniej mile widziane niż … zwierzęta domowe”.
Polityk odniosła się do tekstu Pawła Musiałka “Odpuśćmy już z tym rodzicielstwem na pełen etat. Dla dobra naszych dzieci”, zgodziła się z autorem, iż mimo licznych udogodnień współczesnym rodzicom wcale nie jest lżej.
Istotnym tłem tematu “eksploatacji” dzisiejszych rodziców są 2 kluczowe zagadnienia (...). Po pierwsze, oczekiwania wobec dostępnej przestrzeni: zarówno tej podstawowej - mieszkaniowej, jak i publicznej (np. placów zabaw, parków, boisk) - napisała Zielińska.
“Mniejszości z dziećmi”
Polityk zaznaczyła, że to “nie uwarunkowania startowe, wspomnienia albo nad-ambitne plany zajęciowe są tym dodatkowym katalizatorem zmęczenia dzisiejszych rodziców”. Zaznaczyła, że dzisiejsi 30 i 40-latkowie są niejako skazani na wychowywanie dzieci w dużych miastach, w których stają się mniejszością w swoich rocznikach, na dodatek tą nielubianą.
Dzisiejsi trzydziestolatkowie tak jak ich pokoleniowi poprzednicy, mają dzieci w małych mieszkaniach, ale w przeciwieństwie do swoich rodziców są hałaśliwą mniejszością w bloku. Jednocześnie na nowych osiedlach place zabaw przypominają małe rezerwaty. Na dodatek z tabliczkami “Absolutny zakaz gry w piłkę” - czytamy.
Czytaj także: Lekarz chciał zabić dziecko. Teraz prześladuje kobietę w sądzie
Dzieci w przestrzeni publicznej
Obecnie w przestrzeni publicznej wyczuwa się presję, aby obecność dzieci ograniczyć tylko do tej wyznaczonej przestrzeni. Coraz mniej popularne stają się zatem zabawy osiedlowe. Nierzadko można spotkać też lokale gastronomiczne czy hotele oficjalnie zakazujące wstępu z małymi dziećmi - nie dotyczy to jednak zwierząt. Co ciekawe, dyskryminacja wobec dzieci spotyka się z coraz większym poparciem.
Drugie zagadnienie, do którego odniosła się Zielińska, to dostępność dziadków do pomocy przy wnukach, którzy nie zawsze mają taką możliwość, ponieważ mieszkają dużo dalej. Do tego dochodzi jeszcze dostępność czasowa.
I nie jest to widoczne tylko w dużych aglomeracjach, ale absolutnie wszędzie. Moim zdaniem, już same te deficyty w tych obszarach są dużo ważniejszymi uwarunkowaniami utrudniającymi start “projektu dziecko” niż reakcja względem deficytu rodziców w domach w naszym dzieciństwie - stwierdziła polityk.
Zielińska zaznaczyła, że rodzic musi się obecnie mierzyć z dużą presją społeczną. Nierzadko musi stawać na głowie, aby uciszyć płaczące w autobusie dziecko, ponieważ jego krzyk wiąże się z większą dezaprobatą niż szczeknięcie psa. Dodała, że tego problemu nie można zignorować. Podkreśliła, iż “wysiłek o przestrzeń dla nas i naszych nielubianych dzieci jest konieczny”.
Źródło: klubjagiellonski.pl