Ku dobrym decyzjom w najbliższą niedzielę
W ostatnich godzinach kampanii spotykam się z zarzutem, że popierając Konfederację, szczególnie startując z jej list, szkodzę Ojczyźnie, bo „przeszkadzam Prawu i Sprawiedliwości” i „przyczyniam się do powrotu do władzy gorszych od PiS”. Mimo, że „totalną opozycję” uważam rzeczywiście za gorszą od PiS, nie zgadzam się z taką narracją i takim moralnym szantażem. W demokracji („tfu, demokracji”, jak mawia JKM) nie może być tak, że jedno środowisko ma mieć przywileje, a tym byłoby redukowanie szans jednej partii czy komitetu w wyborach, w imię sukcesu innej.
Nie ma na scenie politycznej „jedynie słusznej" partii i każde środowisko polityczne ma prawo startować w wyborach na identycznych zasadach, jak pozostałe. Jeśli się mylę i w imię wyższych racji Konfederacja nie powinna konkurować z Prawem i Sprawiedliwością zabiegając o podobny elektorat, bo „mogą wygrać gorsi”, to taka myśl powinna zrodzić się w głowach liderów PiS, gdy ta partia była w podobnej sytuacji do tej, w jakiej dziś jest Konfederacja.
Aby uzmysłowić Czytelnikom mój pogląd dwa pytania:
1. Dlaczego w 1993 i 2001 roku środowisko Jarosława Kaczyńskiego (PC, PiS) startowało w wyborach "rozbijając prawicę" i w efekcie "oddało postkomunistom władzę"?
2. Dlaczego w 1997 roku Jarosław Kaczyński "rozbijał prawicę" poprzez start z listy ROP, a nie, jak jego koledzy z PC, z listy AWS?
Partia Jarosława Kaczyńskiego (PC i PiS) startowała w wyborach dlatego, że w 1993 roku „jedynie słuszną” partią nie był KPN ani BBWR, a w 2001 roku nie był nią AWS, zatem w 2005, 2007, 2011, 2015, 2019 i 2023 roku „jedynie słuszną” partią nie jest Prawo i Sprawiedliwość. Każda partia i komitet wyborczy (w 1993 r. PC, w 1997 ROP, w 2001 PiS, w 2023 Konfederacja, Bezpartyjni Samorządowcy i Polska Jest Jedna) ma prawo do budowania własnej tożsamości; wszyscy mają prawo do startu w wyborach, konkurowania i "zabierania głosów" innym, również bliskim (pozornie lub realnie) programowo i ideowo konkurentom.
A jeśli jakaś partia lub komitet wyborczy chce uniknąć wyniszczającej konkurencji w obrębie „swojego” elektoratu, niech zaproponuje innym uczciwe warunków współpracy, "posunie się" na listach wyborczych, zaakceptuje odrębność organizacyjną partnerów, na przykład tak, jak zrobił w tym roku Tusk i PO czy w 1997 r. AWS (który miał wiele wad, ale jedną zaletę - nie "marnował głosów" i odsunął postkomunistów z SLD-PSL od władzy). Taka propozycja może być przyjęta (co zrobiła Nowoczesna i Zieloni na zaproszenie Tuska) lub odrzucona (co zrobiła Trzecia Droga i Lewica z jego propozycją), ale inicjatywa zawsze musi wyjść ze strony tych, którzy uważają, że trzeba to uczynić w imię wyższych racji.
PiS przed tegorocznymi wyborami nie widział takiej potrzeby, nie widzą takiej potrzeby zwolennicy tej partii. Wręcz przeciwnie - zamiast oferty współpracy z innymi partiami (w wyborach i na innych płaszczyznach) Prawo i Sprawiedliwość realizuje taktykę potocznie zwaną "nic na prawo od PiS". Partia ta nie tylko nie dąży do współpracy z innymi partiami, ale zaciekle zwalcza wszystkie podmioty o prawicowym, konserwatywnym, chrześcijańskim zabarwieniu stosując jednocześnie obłudny "argument", że to PiS reprezentuje i realizuje agendę tych środowisk.
W rzeczywistości Prawo i Sprawiedliwość nie ma wiele wspólnego z konserwatywnymi i prawicowymi postulatami. Po pierwsze PiS promuje gender - minister Radziwiłł i pełnomocnik Karczmarczyk podpisali unijne dyrektywy dotyczące gender, minister rządu PiS Gowin "kładł się Reytanem, by w Polsce były gender studies" (co nie spotkało się z reakcją władz PiS ani przełożonego rzeczonego ministra, premiera Morawieckiego), a minister Czarnek nie zrobił nic, by ta pseudo nauka zniknęła z polskich wyższych uczelni. Dziennikarze TVP i innych mediów sprzyjających PiS (np. red. W. Biedroń) 1 stycznia br. z dumą głosili, że artyści z tęczowymi opaskami podczas Sylwestra w TVP, to przejaw tolerancji i otwartości na różnorodność, czym przyłączyli się do szkodliwej narracji progresywnej lewicy. Czy to jest realizacja hasła Jarosława Kaczyńskiego „ręce precz od naszych dzieci”?
Przez ostatnie 8 lat rządów PiS nie uszczelniono prawa dotyczącego prawnej ochrony życia poczętych dzieci (poza wnioskiem do TK w sprawie jednej z trzech przesłanek do wykonania legalnej aborcji), a wymiar sprawiedliwości będący w rękach PiS (Prokuratura) aprobuje jawne łamanie prawa przez „Aborcyjny Dream Team” i inne organizacje, które publicznie głoszą, że pomagają w nielegalnych aborcjach. Nie inaczej jest w innych dziedzinach, a sztandarowe programy PiS, czyli transfery socjalne, to zaprzeczenie jakiejkolwiek prawicowości tej partii.
Strategia Prawa i Sprawiedliwości eliminowania wszystkich „na prawo od PiS” ma swój realny wymiar. Media kontrolowane przez tę partię (np. TVP i Polskie Radio) w trakcie kampanii wyborczych 2019, 2020 i 2023 całkowicie pomijały Konfederację (K. Bosak przed pierwszą turą wyborów w 2020 r., poza debatą wszystkich kandydatów, ani razu nie gościł w TVP; Konfederacja w niniejszej kampanii, poza poniedziałkową "debatą", nie mogła prezentować swojego stanowiska w programach TVP i PR, gdzie występują kandydaci innych komitetów), czyli media „publiczne” lansują, poza kandydatami PiS, postkomunistów i progresywną lewicę.
Dzięki PiS i TVP łatwiejszą drogę do PE w 2019 roku mieli kandydaci Wiosny Roberta Biedronia, dzięki PiS (głosami posłów tej partii) zwolenniczka aborcji, małżeństw jednopłciowych i innych „postępowych” pomysłów, Małgorzata Biejat, została szefową sejmowej Komisji Polityki Społecznej i Rodziny. Czy tego oczekiwał konserwatywny wyborca po "konserwatywnej" partii i rządzie PiS?
Każdy ma pełne prawo głosować na kogo chce, również każdy „prawicowiec” ma prawo startu w wyborach z innego Komitetu niż PiS, szczególnie dlatego, że ta partia jest „prawicowa” jedynie w deklaracjach swoich członków i bezkrytycznych akolitów. Prawo i Sprawiedliwość, poza wieloma dobrymi posunięciami, ma wiele wątpliwych czy wręcz szkodliwych - z punktu widzenia konserwatysty czy prawicowca - posunięć i często nie chce zmienić swojego błędnego kursu nawet wtedy, gdy jest to możliwe bez narażenia się „ulicy i zagranicy”.
Powtórzę. Demokracja, to nie rządy „jedynie słusznej” partii, a wolny wybór, konkurencja, spieranie się na propozycje i programy. Od nikogo nie oczekuję podzielania mojego poglądu, ale każdy musi się z tym pogodzić, że na scenie polityczne istnieje wiele partii, a w tegorocznych wyborach startuje nie tylko KO, Trzecia Droga, Lewica i PiS (partia chcąca dzierżyć sztandar „jedynie słusznej”, konserwatywnej, chrześcijańskiej i antykomunistycznej partii), ale również Konfederacja, Bezpartyjni Samorządowcy i Polska Jest Jedna i każdy z wymienionych komitetów walczy o swoje kosztem konkurencji.
Sukces wyborczy ma wynikać z wiarygodności kandydatów, ich kompetencji oraz atrakcyjnego programu i sprawności organizacyjnej komitetu, a nie manipulacji w mediach i eliminacji konkurentów. Jeśli ktoś o tym zapomniał, to o tym przypominam.
Kłaniam się Czytelnikom i życzę im dobrych decyzji w najbliższą niedzielę.
Tekst premierowo ukazał się na łamach portalu gruszka.com.