Kościół katolicki ma obowiązek ingerencji w politykę. Misja prorocka
Kościół katolicki ma nie tylko prawo, ale i obowiązek ingerowania w życie polityczne. Wynika to z jego misji prorockiej. W tym i wskazania katolikom katolickich kryteriów wyboru radnych, posłów, senatorów czy prezydenta, by wierni wiedzieli, że mają głosować na kandydata, który np. jest za zakazem aborcji.
- Zobacz także: Ks. Isakowicz-Zaleski: Andrzej Duda przyjmuje narrację Władysława Gomułki [NASZ WYWIAD]
Hierarchowie Kościoła katolickiego mają obowiązek, a nie tylko prawo, wypowiadać się w sprawach publicznych
Hierarchowie Kościoła katolickiego mają obowiązek, a nie tylko prawo, wypowiadać się w sprawach publicznych (wbrew temu, co bredzi lewica, twierdząc, że Kościół nie może mieszać się do polityki). Obowiązek ten wynika z misji prorockiej Kościoła. Hierarchowie tak jak biblijni prorocy mają pouczać i napominać rządzących, gdy sprawują władze sprzecznie z nauczaniem Kościoła oraz wskazywać jaki sposób rządzenia jest zgodny z katolickim nauczaniem. Kościół ma nawet obowiązek wezwać do buntu wobec tyrana, który łamie Boże Prawa.
Żyjemy w ustroju demokratycznym. Zgodnie z nacjonalistycznym zapisem polskiej Konstytucji władza w Polsce należy do narodu, a naród sprawuje ją poprzez swoich przedstawicieli (zapewne jest to szokujące dla emerytów z groteskowej opozycji drących się „konstytucja”, choć nie znają jej zapisów). Misja prorocka Kościoła powinna być więc realizowana poprzez to, że hierarchowie (przynajmniej przed wyborami) przypominają suwerenowi, a więc w wypadku Polski — narodowi, co jest zgodne z nauczaniem Kościoła, a co jest sprzeczne.
Oczywiście misja prorocka Kościoła nie jest realizowana poprzez wskazywanie po nazwisku, który kandydat jest lepszy a który gorszy, tylko poprzez wskazanie, jakie decyzje polityków są katolickie, a jakie nie są. List pasterski o takiej treści powinien wydać Episkopat naszego kraju.
W liście episkopatu, który powinien być skierowany do narodu, powinna być informacja, że katolik nie może głosować na polityka, który będzie finansował promowanie homoseksualizmu (czy to poprzez dotowanie homoseksualnych organizacji, czy szerzenie homoseksualnej propagandy w szkołach, czy placówkach kultury), decydował o finansowaniu z pieniędzy podatników in vitro, albo transferował środki publiczne do organizacji czy placówek kulturalnych szerzących nienawiść do katolicyzmu i demoralizacje.
Katolicka nauka społeczna jednoznacznie stwierdza, że celem gospodarczym katolicyzmu jest niezależność finansowa rodzin, to by rodziny były gospodarzami na swoim, a nie pracownikami najemnymi uzależnionymi od pracodawcy (prywatnego czy państwowego). Katolik w wyborach samorządowych winien więc być przez hierarchię poinformowany o tym, że jego obowiązkiem jest głosować na takich polityków, którzy są przyjaźni rozwojowi rodzinnych przedsiębiorstw, na takich którzy obniżają podatki, umożliwiają mieszkańcom wolny handel (na bazarach czy uliczny).
Hierarchowie przed wyborami winni też uświadomić katolikom, że ich obowiązkiem jest głosowanie na takich kandydatów, którzy zapewnią rodzicom kontrolę i wpływ na to, co się dzieje w lokalnych szkołach, bo zgodnie z nauczaniem Kościoła żadna władza nie ma prawa ograniczać władzy rodzicielskiej i prawa rodziców do wychowania dzieci z katolickim światopoglądem.
List episkopatu powinien uzmysłowić też katolikom, że ich obowiązkiem jest zagłosowanie na tych kandydatów, którzy (zgodnie z nauczaniem katolickim) gwarantują upowszechnienie własności, np. nadanie własności domów komunalnych rodzinom, które w nich zamieszkują.
Biskupi milczą
Niestety od wielu lat polscy biskupi nie poczuwają się do tego, by wypełniać swoje obowiązki wynikające z misji prorockiej Kościoła. Choć w Polsce dzieje się wiele niesprawiedliwości (sprzecznych z nauczaniem Kościoła katolickiego) to biskupi milczą i nie wspierają tych organizacji społecznych, które chcą Polski katolickiej. Choć nieustannie ze strony biskupów powinna być krytykowana aborcja, dopuszczalność in vitro, wysokie podatki odpowiedzialne z pauperyzacje, demoralizacja dzieci w szkołach czy poprzez popkulturę, choć biskupi nieustannie powinni przestrzegać przez lichwą (kredytami, chwilówkami), promować aktywność obywatelską katolików, to boleśnie rozbrzmiewa milczenie episkopatu.
Co bardziej smutne biskupi nie dosyć, że milczą, gdy powinni wypełniać swój obowiązek misji prorockiej, to jeszcze do tego zdarzają się publiczne wypowiedzi hierarchów krytyczne wobec tych środowisk, które działają na rzecz katolickiej Polski, walczą z aborcją, promocją homoseksualizmu czy dążą do ochrony interesów ekonomicznych polskich rodzin (mam tu na myśli niemające nic wspólnego z katolicyzmem krytyczne wypowiedzi pod adresem środowisk patriotycznej młodzieży). Szokujące jest też, że Franciszek w sprawach publicznych zajmuje antykatolickie stanowisko.
Pisanie o tym, że nasi biskupi nie poczuwają się do obowiązku wynikającego z misji prorockiej Kościołom, sprawia mi ból. Czuje się porzucony i odrzucony przez swoich pasterzy. Zapewne postawa biskupów nie wynika z ich złej woli, ale zapewne z tego, że w wyniku posoborowych patologii absolutnie nie zdają sobie sprawy ze swoich obowiązków, z jaka odpowiedzialności na nich spoczywa, z jaki tego gigantyczny potencjał intelektualny Kościoła katolickiego codziennie marnują, jak lepsze byłoby nasze życie, gdyby Polacy wiedzieli, co to znaczy żyć po katolicku.
Skutkiem takiego niekatolickiego milczenia Episkopatu będzie pozbawiona merytorycznej dyskusji kampania wyborcza. Festiwal plakatów składających się tylko z twarzy, nazwisk i partyjnych nazw, festiwal pozbawionych jakiejkolwiek merytorycznej dyskusji. Konkurs ''piękności'', z afiszami i bilbordami, z których kandydaci nawoływali ''głosuj na mnie, bo jestem rumiany, pulchny, i mam szczery uśmiech''. Kampania pogardy dla inteligencji Polaków. Wystarczy sobie wyobrazić jak jednoznaczne stanowisko hierarchów w sprawie wyborów, jednoznaczne przypomnienie, jakie są postulaty katolickiej nauki społecznej, zmusiłyby polityków do merytorycznej dyskusji, do opowiedzenia się za lub przeciw.