Kempa: Azerbejdżan próbuje wykorzystać sytuację [NASZ WYWIAD]
"Rosja jest zajęta Ukrainą, w tej chwili można powiedzieć, że sytuacja dojrzała do tego momentu, żeby rzucić wszystko na szalę i zmusić Armenię do zawarcia niekorzystnego dla Armenii pokoju" - mówił w Dniu na żywo Wojciech Kempa, ekspert ds. wschodnich.
Czy wojna kaukaska zbliża się wielkimi krokami? Czy mamy to widmo przed sobą, bo taki rozwój wydarzeń sufluje nam irańska prasa…
"Tak się też wydaje. Tak naprawdę od zakończenia wojny 44-dniowej napięcie na południowym Kaukazie utrzymuje się bez przerwy, właściwie ta wojna wisi w powietrzu nieprzerwanie od 3 lat, aczkolwiek te napięcie czasami się wzmaga, czasami opada, w tej chwili wydaje się, że doszło do apogeum. Mamy koncentrację wojsk, mamy wzajemne groźby, deklaracje, programy telewizyjne, gdzie nakręca się gorączkę wojenną, nie tylko w Iranie, ale także w Azerbejdżanie, Turcji i Armenii. Także można powiedzieć, że społeczeństwa są tam wręcz przygotowane do tego, że wojna może wybuchnąć w każdej chwili. Kiedy 22 sierpnia ogłoszono mobilizacje rezerwistów w Azerbejdżanie było już jasne, że coś się szykuje" - mówił Kempa.
Z czego wynika zwiększone napięcie między Azerbejdżanem a Armenią?
"Tak naprawdę ten konflikt nigdy się nie zakończył. Pamiętamy, że jesienią 2020 roku mieliśmy wojnę 44-dniową, która zakończyła się w taki sposób, że żadna ze stron nie może być zadowolona. Owszem Azerbejdżan odzyskał większą część zarówno terytorium Górskiego Karabachu. Te terytoria powróciły do Azerbejdżanu, ale fragment pozostał pod kontrolą sił ormiańskich, tam też stacjonują wojska rosyjskie, które zostały tam wprowadzone jako siły rozjemcze, a które od początku ewidentnie wspierają Ormian. Pojawił się też drugi czynnik, a mianowicie tzw korytarz Zangezur. Azerbejdżan próbuje wykorzystać sytuację, że Rosja jest zajęta Ukrainą, w tej chwili można powiedzieć, że sytuacja dojrzała do tego momentu, żeby rzucić wszystko na szalę i zmusić Armenię do zawarcia niekorzystnego dla Armenii pokoju albo po prostu przystąpić do rozstrzygnięć wojennych" - komentował publicysta.