Wikło: Macron nie przemyślał swojej wypowiedzi i ośmiela do zamieszek [NASZ WYWIAD]
"We Francji od dawna dzieje się źle i to widzimy. Co tak naprawdę w istocie mówi Macron - to nieistotne, kim ten człowiek był, nieistotne czy policjanci mieli do tego podstawy" - komentował w Dniu na żywo na antenie TVMN Marcin Wikło, publicysta Tygodnika Sieci, portalu wPolityce.pl i telewizji wPolsce.pl.
- Zobacz także: Pożary i uliczne walki. Dantejskie sceny podczas "białego marszu" we Francji. "Słychać było wystrzały"
Trwają zamieszki na imigranckich osiedlach w wielu miastach we Francji. Rozruchy te związane są ze śmiertelnym postrzeleniem przez policję 17-letniego recydywisty, pochodzącego z rodziny imigranckiej. Komentujący tę sprawę prezydent Emmanuel Macron stwierdził: "Nic nie może usprawiedliwić strzału oddanego przez funkcjonariusza". Jakie znaczenie i wpływ mają te słowa?
"Mam wrażenie, że po raz kolejny pan prezydent Macron czegoś chyba nie przemyślał w tej swojej wypowiedzi i jakby ośmiela do takich zamieszek. Co tak naprawdę w istocie mówi? - To nieistotne kim ten człowiek był, nieistotne czy policjanci mieli do tego podstawy, po prostu nie można takich rzeczy robić. Ja też nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, żeby można bezkarnie zabijać człowieka na ulicy, ale rozumiem, że tutaj sytuacja była zgoła inna - to znaczy policjanci pracowali według pewnych procedur, wypełniali swoje obowiązki, dbali o bezpieczeństwo. Od prezydenta kraju słyszymy tak naprawdę - musicie oddać pole tym ludziom. We Francji od dawna dzieje się źle i to widzimy" - komentował sytuację we Francji publicysta.
"Powiem szczerze, będąc wiele lat temu we Francji, to było ponad 10 lat temu, miałem taką sytuację że idąc przez dworzec na północy miasta, ciągnąłem ze sobą taką małą walizkę. I mały chłopczyk, właśnie z takiej rodziny imigranckiej szedł za nami - szliśmy z żoną i od czasu do czasu kopał w tą walizkę. Raz się zdenerwowałem, drugi raz się zdenerwowałem, ale zobaczyłem, że to nie chodzi o tego chłopca, tylko chodzi o pewne grupy osób, które były wokół i przyglądały się, czekały po prostu na moją reakcję, więc to nie są przyjemne momenty. Oczywiście tutaj do niczego więcej nie doszło - wzięliśmy walizkę i pojechaliśmy dalej, ale rozumiem, że od takich prowokacji się zaczynają grubsze rzeczy. Jeżeli policjant widzi, że ktoś jedzie na niego samochodem, że nie zatrzymuje się na wezwanie, że ten człowiek zachowuje się w sposób podejrzany - no to musi reagować, a jeżeli od prezydenta swojego kraju słyszy - tak naprawdę, że ma nie wypełniać swoich obowiązków, bo ten człowiek musi mieć jakieś prawa, żebyśmy wypełniali tutaj jakieś zasady poprawności politycznej - to coś tam jest bardzo nie tak" - wskazywał Wikło.