Wspieraj wolne media

Wiech: Mamy oderwanie rynku surowca od rynku paliw [NASZ WYWIAD]

2
0
0
Jakub Wiech
Jakub Wiech / Fot. TVMN

"Wystarczyłyby na budowę reaktora jądrowego. To jest ta skala pieniędzy, które teraz napłynęły do Orlenu" - mówił w Dniu na żywo w TVMN Jakub Wiech z portalu Energetyka24.

Zysk Orlenu powinien robić wrażenie, czy musimy spojrzeć na to w ten sposób - państwowy gigant multienergetyczny musi zarabiać? 

Jakub Wiech: Ta wartość - 278,5 mld złotych to przychód Orlenu, zysk netto za ostatni rok wyniósł 35,5 mld złotych, ale ta kwota jak na spółke skarbu państwa i tak robi wrażenie. To są gigantyczne pieniądze i nawet jeżeli odejmiemy od tego kwotę zysku netto, która została wygenerowana poprzez przejęcie Lotosu i PGNiG, co miało miejsce w roku ubiegłym, to i tak zostaje na stole 21,5 mld, więc potężne pieniądze, które kalkulując ogólnie - wystarczyłyby na budowę reaktora jądrowego. To jest ta skala pieniędzy, które teraz napłynęły teraz do Orlenu. Oczywiście to jest nieco uproszczone porównanie, po to żeby zobrazować skalę tych dochodów. Można powiedzieć, że są to dochody wyjątkowe i to z różnych względów. Spółka osiągnęła je, dzięki specyficznemu układowi na rynku, tzn. mamy oderwanie rynku surowca od rynku paliw. To spowodowało, że spółki naftowe na całym świecie zarabiają ogromne pieniądze. W wielu krajach w Europie toczą się dyskusje o podatkach od nadzwyczajnych zysków i taka dyskusja na kanwie zysków Orlenu została zapoczątkowana w Polsce. To może przynieść swego rodzaju rozstrzygnięcie, jeżeli chodzi o nowe formy opodatkowania.

To jest dobre rozwiązanie? Dobra droga? 

JW: Może być dobra, pytanie jak będzie uszyta. Na razie obawiam się, że manewry legislacyjne i rzucanie takich zapowiedzi w eter tylko po to, żeby one wybrzmiały, to nie jest dobra praktyka z punktu widzenia akcjonariuszy i inwestorów. Wprowadzamy pewien element niepewności na rynku, takie zmiany podatkowe powinny być bardzo jasno komunikowane, szeroko wyjaśniane przez rządzących, żeby nie tworzyć negatywnego klimatu na polskim rynku, bo to zniechęca inwestorów, daje posmak niepewności, a to jest bardzo ważne przy prowadzeniu biznesu. Natomiast sam podatek od nadzwyczajnych zysków moim zdaniem może być korzystny. Jeżeli spojrzymy na to, co robił Orlen w ciągu ostatnich miesięcy ubiegłego roku, to polska spółka zagospodarowała sobie część zysków, z których zrezygnowało państwo. Na rynkach były pozytywne symptomy, które spowodowały obniżki cen paliw w wielu krajach Unii Europejskiej, ale nie w Polsce. W Polsce te ceny pozostawały na względnie tym samym poziomie i dopiero kiedy wraz z początkiem 2023 roku wróciło wyższe opodatkowanie, czyli stara stawka podatku vat oraz akcyzy, to Orlen zrezygnował z części swoich zysków, tłumacząc że weźmie na siebie koszty tego nowego opodatkowania. Spółka zagospodarowała część zysków, które normalnie byłyby należne państwu. 

Przy okazji obniżenia cen na stacjach benzynowych na przełomie roku, podniosły się argumenty, że Orlen zarobił na "łupieniu Polaków". Na pewno słyszał Pan takie sformułowanie? 

JW: Tak, oczywiście. Takie argumenty były wysuwane, natomiast to nie do końca wygląda w ten sposób, że mamy do czynienia z łupieniem. To skorzystanie z okazji, którą stworzyło samo państwo, wycofując się z wyższego opodatkowania. Orlen zagospodarował te pieniądze, które normalnie trafiałyby do budżetu w ramach dochodu z podatku vat czy akcyzy. To przykład swego rodzaju porażki instytucjonalnej państwa, które zaprojektowało w dobrej wierze tarczę antyinflacyjną, polegającą na zmniejszeniu opodatkowania, ale te instrumenty zamiast faktycznie przełożyć się na niższe ceny na stacjach, spowodowały że słupki energetyczne osiągnęły nadzwyczajne zyski. 

Na czym konkretnie, jeżeli mielibyśmy rozłożyć to na czynniki pierwsze, Orlen dziś zarabia? Co jest dominującą dziedziną? 

JW: I to jest bardzo ciekawe, bowiem intuicyjnie jesteśmy w stanie przyjąć, że spółka taka jak Orlen zarabia przede wszystkim na stacjach paliw, na tym co jest na pylonach, jak to jest sprzedawane już w punkcie detalicznym, że tam jest dorzucana jakaś nadzwyczajna marża, która powoduje, że koncern zarabia tyle, ile zarabia. To nie jest prawda, sytuacja jest bardziej skomplikowana. Żeby ją zrozumieć, trzeba zdać sobie sprawę z fundamentalnej rzeczy. Od kilku miesięcy po rozpętaniu przez Rosję wojny na Ukrainie widzimy trwałe oderwanie rynku surowca, czyli ropy naftowej od rynku produktu, czyli rynku paliw. To oderwanie polega na tym, że koszty wytworzenia tychże paliw - czyli koszty rafineryjne, są względnie na tym samym poziomie, chociaż oczywiście wyższym niż kilka lat temu. Ale nie rosną zbyt gwałtownie. Tymczasem bardzo wysoki popyt na paliwa, wynikający z zapotrzebowania wojennego, pod którym rozumiem nie tylko zapotrzebowanie na siły zbrojne, ale też zapotrzebowanie wynikające z ruchu uchodźców. Ten popyt, który jest absolutnie nadzwyczajny, w połączeniu z problemami z dostępem do rafinerii powodują, że ceny paliw gwałtownie skaczą. Rafinerie już teraz działają pod kokardkę, jeżeli chodzi o produkcję. Nie mogą zwiększyć wolumenu wysyłanych paliw, tymczasem zapotrzebowanie cały czas utrzymuje się na bardzo wysokim poziomie. Dlatego też, paliwa są ekstremalnie drogie. Nie ma skąd sprowadzić dodatkowych wolumenów, nie ma jak wyhamować rosnącego popytu. Koszty rafineryjne są względnie stałe, cena ropy już nie uderza, bo nie ma takich wahań, jakie widzieliśmy jeszcze w połowie ubiegłego roku. Dzięki temu pojawił się bardzo duży spread, czyli rozstrzelenie między kosztami rafineryjnymi a cenami oferowanymi na stacjach paliw i to właśnie na tym zarabiają spółki naftowe na całym świecie. To nie jest tylko casus Orlenu, to mechanizm, który prowadzi do nadzwyczajnych zysków przedsiębiorstw naftowych, które posiadają swój segment rafineryjny.

Sonda
Wczytywanie sondy...
2
0
Zapisz na później
Wczytywanie komentarzy...

Polecane

Przejdź na stronę główną
Na żywo