Światowa Organizacja Zdrowia od lat promuje zabijanie nienarodzonych dzieci. Agenda WHO o aborcji jest mocno finansowana. Działacze prolife wskazują na problemy administracyjne
Światowa Organizacja Zdrowia zwiększa wydatki na projekty związane z zabijaniem nienarodzonych dzieci. Zenon Baranowski na łamach "Naszego Dziennika" zapytał się działaczy prolife o działania WHO.
- Światowa Organizacja Zdrowia zwiększa nieustannie środki finansowe na promowanie tzw. bezpiecznej aborcji.
- Zaledwie 15 proc. funduszy z Programu Zdrowia Reprodukcyjnego jest przeznaczanych na działania związane ze zdrowiem matki i okresem okołoporodowym.
- Przedstawiciele organizacji pro-life wskazują na nierównowagę i niebezpieczny proceder promocji zabijania nienarodzonych dzieci.
- Zobacz także: Euro miało być walutą Bułgarii za 99 dni. Zmiana planów potwierdzona
Jak wynika z opublikowanego budżetu realizowanego przez Światową Organizację Zdrowia Programu Zdrowia Reprodukcyjnego (Human Reproduction), 11 proc. funduszy przeznaczono na realizację tzw. bezpiecznej aborcji. W ramach wydatków na proceder zabijania dzieci poczętych przewiduje się zwiększenie dostępności takich specyfików, jak mifepriston i mizoprostol, które są stosowane w tzw. aborcji farmakologicznej, i podejmowanie działań lobbingowych wobec rządów w celu wprowadzenia tego rodzaju aborcji. Ponadto program przewiduje wydatki na planowanie rodziny i antykoncepcję oraz na tzw. sprawiedliwość reprodukcyjną, z czym wiąże się dostępność do legalnej aborcji.
To oznacza, że na bezpośrednie lub pośrednie finansowanie zabijania dzieci poczętych lub jego propagowanie przypadnie blisko jedna trzecia budżetu tego programu.
Jak wykazują organizacje pro-life, zaledwie 15 proc. funduszy z tego programu jest przeznaczanych na działania związane ze zdrowiem matki i okresem okołoporodowym, 5 proc. na zwalczanie przemocy wobec kobiet i około 2 proc. na walkę z okaleczaniem narządów płciowych. Zdaniem obrońców życia pokazuje to rzeczywiste, niebezpieczne priorytety WHO.
Niezwykle szokujące jest uzmysłowienie sobie, jakie są faktyczne cele działania Światowej Organizacji Zdrowia. W sytuacji, gdy miliony dolarów więcej wydaje się na propagowanie aborcji niż na zapobieganie przemocy wobec kobiet i dziewcząt, staje się jasne, że dzieje się źle. Rządy powinny przekazywać za granicę pieniądze od podatników w celu zapewnienia kobietom dostępu do koniecznego wsparcia, aby mogły bezpiecznie urodzić i wychowywać swoje dzieci, a nie po to, aby je uśmiercać - stwierdziła Catherine Robinson, rzecznik Right To Life UK.
WHO od lat próbuje wprowadzić aborcję we wszystkich krajach
Program Human Reproduction prawie w całości jest finansowany z dobrowolnych dotacji od różnych rządów m.in. od rządu Wielkiej Brytanii, chociaż ostatnie sondaże jednoznacznie wykazują, że 65 proc. ogółu społeczeństwa sprzeciwia się wydawaniu pieniędzy podatników na finansowanie tzw. aborcji za granicą.
Pieniądze na aborcję trafiają głównie do krajów afrykańskich. Tymczasem oczekiwania są odmienne, o czym mówiła pochodząca z Nigerii Obianuju Ekeocha, działaczka społeczna, przewodnicząca organizacji Culture of Life Africa. Podkreśliła, że podczas ogłoszonej epidemii, gdy potrzebowano żywności, wody i podstawowej opieki zdrowotnej, to ofiarodawcy z Zachodu byli bardziej zainteresowani zwiększaniem zakresu działania ruchu aborcyjnego.
Widzimy, że WHO od lat przeznacza bardzo duży procent pieniędzy nie na zapobieganie przemocy czy walkę z niedożywieniem, tylko na zdrowie reprodukcyjne, czyli de facto na aborcję - wyjaśniła w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Ewa Kowalewska, prezes Human Life International Polska.
Kobieta zwróciła uwagę, że obecnie właściwie wszystkie agendy Organizacji Narodów Zjednoczonych - a WHO jest jedną z nich - promują tzw. zdrowie reprodukcyjne, którego celem jest dopuszczalność aborcji oraz tzw. równość płci, zawierające w sobie rozwiązania gender i LGBT.
WHO jest częścią ONZ, w związku z czym trzeba to rozpatrywać w szerszym aspekcie. To są określone wytyczne, które pojawiają się w wielu programach. Najbardziej niebezpieczne jest to, że te postulaty wpisywane są do planów działania tzw. zrównoważanego rozwoju do 2035 r., czyli chcą to narzucić wszystkim krajom. Jest to dla nas wszystkich bardzo niebezpieczne - podkreśliła Kowalewska.
Źródło: radiomaryja.pl, naszdziennik.pl