Jak poinformowała rzecznik Straży Granicznej por. Anna Michalska do samolotu polskiej straży granicznej, biorącego udział w misji Frontex-u, nad Morzem Czarnym trzy razy zbliżył się rosyjski myśliwiec, który wykonał agresywne i niebezpieczne manewry. W efekcie doszło do dużej turbulencji samolotu należącego do polskiej straży granicznej oraz chwilowej utraty kontroli i wysokości.

To była prowokacja!

Podczas lotu patrolowego samolotu Turbolet L-410 polskiej straży granicznej dwusilnikowy rosyjski myśliwiec Su-35 wleciał bez żadnego kontaktu radiowego na teren operacyjny wyznaczony przez Rumunię. Następnie wykonał on agresywne i niebezpieczne manewry polegające na trzech podejściach do polskiego samolotu bez bezpiecznej separacji.

W efekcie tego zdarzenia doszło do dużej turbulencji samolotu polskiej straży granicznej. Samolot należący do Federacji Rosyjskiej wykonał również przelot, tuż przed samym dziobem samolotu należącego do polskiej Straży Granicznej przecinając tor jego lotu w niebezpieczniej odległości.

Mamy jawną próbę prowokacji, nie pierwszą w ostatnim czasie. Uważam, że nieprzypadkowo skupioną na samolocie należącym do polskiego rządu. Samolot odpowiednio oznakowany i widoczny na radarach, ale co bardzo ważne realizujący nie misję NATOwską, tylko misję Unii Europejskiej, gdyż Frontex jest agendą Unii Europejskiej odpowiadającą za ochronę granic wewnętrznych unii. Sytuację, która miała miejsce, można porównać do ust i brzegu pucharu. Nie był to atak na agendę NATO, a jedynie na element organizacyjny jednego z państw NATO. To nawet nie był atak, tylko niebezpieczna prowokacja bez użycia broni, natomiast z wykorzystaniem czystej fizyki - wyjaśnił Maciej Lisowski.