Izrael nie słucha podwładnych z Waszyngtonu. Armia zaatakowała ważny punkt w Strefie Gazy. Tel-Awiw brutalnie przerwał negocjacje z Hamasem
W nocy z niedzieli na poniedziałek izraelska armia dokonała bestialskiego ataku na południową część Strefy Gazy na miasto Rafah. Już wcześniej Hamas, a nawet "wielki brat" zza Oceanu, Stany Zjednoczone ostrzegały Tel-Awiw. W tym mieście koczuje między innymi blisko 1,5 mln palestyńskich uchodźców z północnego regionu Palestyny.
W nocy z niedzieli na poniedziałek izraelska armia dokonała bestialskiego ataku na południową część Strefy Gazy na miasto Rafah. Zdaniem strony izraelskiej, armia uderzyła w tzw. obiekty terrorystów z Hamasu i jego zbrojnego ramienia. Jak informuje agencja Reutera, armia izraelska podała jednak, że wśród atakowanych celów był rejon Szabury, która jest dzielnicą Rafah.
Według ministerstwa zdrowia rządzącego w Gazie Hamasu seria izraelskich ataków lotniczych na Rafah, miasto leżące przy granicy z Egiptem i zapełnione ok. 1,4 mln uchodźców, spowodowała co najmniej 52 ofiary śmiertelne. Zniszczonych zostało 14 domów i trzy meczety.
Czytaj więcej: Ukraińcy ciężkim sprzętem zniszczyli polski cmentarz, podczas gdy Sejm przedłużył dla nich wsparcie
Tel-Awiw pozostaje głuchy na apele swoich podwładnych z Waszyngtonu
Przed atakiem na Rafah, które jest przepełnione uchodźcami z północnej części Palestyny ostrzegał Izrael między innymi Prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden, rząd Egiptu i organizacje dostarczające pomoc humanitarną ludności Gazy.
Hamas oświadczył, że izraelska ofensywa lądowa na Rafah oznaczałaby wysadzenie w powietrze negocjacji dotyczących wymiany zakładników.
Źródło: radiomaryja.pl