Trump nie chce uszczelnienia granicy z Meksykiem
Kwestia kryzysu migracyjnego na południowej granicy Stanów Zjednoczonych będzie, po raz kolejny, jednym z głównych tematów kampanii prezydenckiej w USA. Chociaż cała amerykańska klasa polityczna wykorzystuje narastające wyzwania migracyjne do swoich celów kampanijnych, to jest jeden polityk, który cynicznie prowadzi swoją rozgrywkę wyborczą grając kartami otwartej granicy i masowego napływu migrantów. Jest nim Donald Trump.
Trump w swoich wypowiedziach medialnych oraz w czasie objazdowych wieców wyborczych niejednokrotnie porusza temat nielegalnego napływu migrantów na granicy amerykańsko-meksykańskiej. W jego ocenie napływający do Ameryki Północnej migranci to w dużej mierze osoby „przybywające z więzień, zakładów psychiatrycznych”. Były prezydent Stanów Zjednoczonych wskazuje również, że granice nielegalnie przekraczać mogą wyglądający na wojowników terroryści.1 Takich słów Donald Trump użył między innymi w czasie ubiegłotygodniowej wizyty na granicy z Meksykiem w Eagles Pass, TX.
W tym samym czasie, w ostatnich dniach lutego, granicę odwiedził także Joe Biden. Prezydent spotkał się z amerykańskimi pogranicznikami kilkaset mil dalej w miejscowości Brownsville, TX. Biden na konferencji prasowej wzywał Trumpa do porzucenia sprzeciwu wobec legislacji mającej na celu wsparcie instytucji państwowych wobec fali migracji, która widoczna jest na granicy z Meksykiem. Dodatkowo, Biden wezwał Spikera Izby Reprezentantów oraz kongresmenów obu partii do podjęcia pracy nad tym projektem wskazując, że leży on w interesie wszystkich Amerykanów.
Zagrożenie płynące z niekontrolowanego napływu ludności w głąb terytorium jakiegokolwiek państwa powinno być właściwie zaadresowane. Takie próby podejmowane są w tej chwili w Stanach Zjednoczonych. Podejmowane są ponownie, gdyż trzeba przyznać, że obecny prezydent Stanów Zjednoczonych już w pierwszych godzinach swojego urzędowania (od 20 stycznia 2021) mocą dekretów wykonawczych (eng. executive order) odwołał większość środków prawnych administracji Donalda Trumpa, które do pewnego stopnia skutecznie ograniczały nielegalny wstęp do Stanów Zjednoczonych. W zestawie tych dyrektyw było między innymi wstrzymanie budowy muru na granicy amerykańsko-meksykańskiej. W tej chwili temat powraca do amerykańskiej polityki.
Na początku lutego 2024 Senat przedstawił projekt ponadpartyjnego porozumienia, które opiewać ma na kwotę 118 miliardów dolarów. Wydaje się, że senacka ustawa zawiera realizację wielu z republikańskich postulatów granicznych z ostatnich lat. W ponadpartyjnym projekcie republikańskiego senatora Jamesa Lankforda, niezależnej Krysten Sinemy i demokraty Chrisa Murphyego zawarto chociażby zapisy o znaczących utrudnieniach w ubieganiu się o azyl, wyznaczono dodatkowe środki na zabezpieczenie i umocnienie granicy, czy wskazano na usprawnienia w rozpatrywaniu wniosków azylowych. Wszystko, aby jednocześnie uszczelnić granicę i usprawnić procedury redukując tym samym kolejki w sądach migracyjnych. Wydaje się, że w tym zakresie, ustawa ta skutecznie mogłaby zaadresować największe mankamenty obecnego systemu migracyjnego w Stanach Zjednoczonych.
O prowizjach tej ustawy dotyczących ograniczenia nielegalnej migracji wypowiedział się Wall Street Journal, który w swoim tekście z początku lutego nazwał ją „najbardziej restrykcyjnym ustawodawstwem migracyjnym od dziesięcioleci” wskazując, że jest to niemal w całości projekt dedykowany zwiększeniu bezpieczeństwa granicy.2 Oczywistym jest, że projekt amerykańskich senatorów w zakresie prawa migracyjnego nie jest aż tak rygorystyczny jak odwołana ustawa Remain in Mexico administracji Trumpa, ale na tym właśnie ma polegać ponadpartyjny kompromis.
Dodatkowo, projekt zawiera w sobie nie tylko rozwiązania i finansowanie dotyczące zażegnania kryzysu na granicy z Meksykiem, ale również między innymi pomoc dla Ukrainy oraz wsparcie dla Izraela. Wydatki te, jakkolwiek by nie były ogromne, wydają się być konieczne dla zapewnienia bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych zarówno w domu, jak i za granicą. Ustawa jednak nadal pozostaje w procesie prac legislacyjnych. Dlaczego? Skoro kryzys na granicy z Meksykiem jest największym w historii przepływem nielegalnej migracji do Stanów Zjednoczonych, to wydawać by się mogło, że każda forma prawna, która zaadresuje problem u podstaw powinna być wdrożona w życie jak najszybciej. Pomimo wielokrotnych upomnień prezydenta Bidena oraz organizowanych przez niego spotkań roboczych w Białym Domu, zainteresowani nie są Republikanie.
Najmniejszą motywację do skutecznego i jak najszybszego zaadresowania kryzysu na granicy z Meksykiem ma Donald Trump. Były prezydent USA uczynił sobie bowiem z kwestii migracyjnych niezwykle skuteczne narzędzie do prowadzenia kampanii wyborczej nazywając kryzys „inwazją Joe Bidena” albo „przestępstwem migracyjnym Bidena”. Uderzając w najbardziej czułe emocje własnego elektoratu, Trump doskonale rozumie, że nawet częściowe czy tymczasowe rozwiązanie problemu z eskalacją nielegalnej migracji oznaczać będzie koniec paliwa, które tak skutecznie napędza jego kampanię prawyborczą. Dodatkowo, utrata możliwości prowadzenia radykalnej retoryki w kampanii wyborczej spowodowałaby odpływ sporej części elektoratu od Trumpa i kolejne oskarżenia pod jego adresem o bycie wyłącznie „marionetką establishmentu”, która daje masom złudne poczucie sprawczości.
Nic więc dziwnego, że Spiker Izby Reprezentantów Mike Johnson oświadczył (de facto jeszcze przed otrzymaniem finalnego draftu ustawy), że jeśli ta dotrze do jego Izby, to będzie ona „martwa już na wstępie”.3 Spiker niekryjący silnych związków z ruchem MAGA Donalda Trumpa wskazał również, że dwupartyjny projekt ustawy nie przybliży do zakończenia kryzysu migracyjnego, za który w jego ocenie w całości odpowiada prezydent Joe Biden oraz jego administracja (w tym przede wszystkim Sekretarz ds. Bezpieczeństwa Kraju Alejandro Mayorkas).
W takiej sytuacji dwa powody blokady ustawy w Izbie wydają się być oczywiste z perspektywy kalkulacji politycznych Republikanów, czy wprost – ze strony planów kampanijnych Donalda Trumpa.
Po pierwsze, skuteczne procedowanie ustawy pomocowej może dać wyraźny efekt i przynajmniej częściowo zniwelować problemy związane z nielegalną migracją, z którymi dziś zmaga się południowa granica Stanów Zjednoczonych. Wówczas zajęcie się tymi sprawami przez Kongres i administrację urzędującego obecnie prezydenta Bidena wytrąciłoby Trumpowi argumenty i zaczepki wyborcze, których obecnie używa. Potencjalny sukces, tak jak ustawa, spadłby na barki przedstawicieli obu obozów rządzących, jednak jego wydźwięk byłby zdecydowanie negatywny wewnątrz elektoratu Trumpa, który doświadczyłby dysonansu poznawczego wobec załamania wyobrażeń, że tylko ich kandydat jest w stanie okiełznać kryzys migracyjny.
Po drugie, zaangażowanie większości Republikanów w Izbie Reprezentantów i przegłosowanie ustawy, a następnie wejście jej w życie po podpisie prezydenta wciągnęłoby Partię Republikańską oraz jej kandydata na prezydenta w ryzykowny polityczny wir. Okazać się bowiem może, że rozwiązania zawarte w projekcie nie dadzą natychmiastowego rezultatu, przez co odium winy za jej fiasko byłoby również rozłożone na barki obu obozów politycznych. Wobec tego Republikanie straciliby wewnątrz swojego elektoratu wiarygodność w krytyce Bidena za kryzys na granicy z Meksykiem i mogliby stać się w oczach wyborców współodpowiedzialni.
Mike Johnson wydaje się rozumieć wszystkie zagrożenia wizerunkowe dla swojej partii oraz Trumpa, przez co zadeklarował brak chęci pracy nad ustawą. Trump ma swojego człowieka w Kongresie i nie jest to przesada, bo to właśnie Johnson „z całego serca poparł Donalda Trumpa” przed wyborami prezydenckimi 2024, po tym jak został Spikerem. Z kolei były prezydent nazywa go „MAGA Mike Johnson.”4 Wydaje się, że Spiker Izby Reprezentantów zrobi wiele, by nie zniszczyć wyników sondażowych Trumpa, który jest liderem partii do której należy.
Wielu Republikanów w Izbie Reprezentantów sprzeciwia się dalszemu wspieraniu Ukrainy, ale przede wszystkim swoimi postawami wobec ponadpartyjnego wysiłku Kongresu bierze udział w rozgrywkach politycznych byłego prezydenta. Każdy dzień zwłoki w pracy nad prawem migracyjnym jest przyzwoleniem na przedostawanie się do kraju kolejnych migrantów. Przynajmniej w ten sposób głośno artykułuje ten fakt przywództwo GOP. W tym konkretnym przypadku kryzys migracyjny działa na korzyść przekazu politycznego Donalda Trumpa, więc Republikanie wydają się przedkładać dobro swojego kandydata i swojego środkowiska politycznego nad interes narodowy Stanów Zjednoczonych. Wszystko wskazuje, że taką postawę będą chcieli utrzymać do wyborów prezydenckich w listopadzie. Republikanie będą atakować Demokratów punktując słabości państwa, do naprawy których mogą przyłożyć się niemal natychmiastowo. Nie o to jednak im chodzi.
Z drugiej strony jest Joe Biden, który chce działać w imię wspólnego dobra i jasno deklaruje, że czeka by podpisać ustawę opiewającą na kwotę 118 miliardów dolarów. Oczywistym jest, że on również potrzebuje znaczącego sukcesu przed wyborami prezydenckimi. Zażegnanie kryzysu migracyjnego i wsparcie dla sojuszników mogłyby zapewnić powodzenie, ale oczywiście Trump mu tego nie odda. Urzędujący prezydent USA może również stać się zakładnikiem własnych decyzji, bo jeśli Republikanie nie wesprą go w przegłosowaniu ustawy w Kongresie, będzie musiał działać na własną rękę – czyli może zostać zmuszony do odwołania swoich decyzji, które podjął w pierwszych godzinach swojej prezydentury. To pozwoli przywrócić część ograniczeń migracyjnych na granicy z Meksykiem, ale jednocześnie oznaczać będzie pośrednie przyznanie się do błędu, co w ogniu kampanii prezydenckiej byłoby politycznym strzałem w kolano. Dodatkowo, kilka dyrektyw prezydenckich nie jest w stanie równać się z kompleksowym projektem legislacji wspierającej służby graniczne i cały system migracyjny w Stanach Zjednoczonych.
Warto wskazać, że to Partia Republikańska i przewodzący jej Donald Trump wstrzymują obecnie legislację migracyjną i pomocową w Kongresie, a decyzje w tej sprawie dyktowane mogą być z pobudek czysto politycznych (nie mających na względzie dobra kraju). To Republikanie dążą do zastraszania amerykańskiej opinii publicznej wizją inwazji nielegalnych migrantów, jednocześnie robiąc obecnie wszystko, aby jej nie powstrzymać.
Skaldowie śpiewali kiedyś w słynnej piosence „Nie o to chodzi, by złowić króliczka, ale by gonić go!”. Wszystko wskazuje na to, że cytat piosenki pt. „Gonić króliczka” znajduje zastosowanie również w sprawie przeciągania głosowania nad narzędziami prawnymi, które nie tylko skutecznie mogą zażegnać kryzys na granicy, ale wesprą również amerykańskich sojuszników w Europie, na Bliskim Wschodzie czy Pacyfiku. Nie o to chodzi, aby skutecznie pomóc amerykańskim służbom federalnym na granicy z Meksykiem, nie chodzi również o wsparcie dla walczącej Ukrainy. Chodzi wyłącznie o dalszą polaryzację amerykańskiej sceny politycznej i pogłębianie istniejącego już kryzysu na granicy amerykańsko-meksykańskiej w celu budowy kapitału politycznego Donalda Trumpa w wyborczej walce z Joe Bidenem.
1 Trump border visit: Former president says he spoke to parents of Laken Riley | LiveNOW from FOX (youtube.com)
2 A Border Security Bill Worth Passing - WSJ
3 Speaker Mike Johnson calls Ukraine-immigration deal ‘dead on arrival’ in House | The Independent
4 Mike Johnson formally endorses Donald Trump for president | AP News