Wspieraj wolne media

Co po Lampeduzie? Czy Watykan będzie następny?

Mariusz  Paszko
0
0
1
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne / Fot. PAP/EPA/Vincenzo Livieri

Świat mediów i polityki obiegła pod koniec ubiegłego tygodnia dla wielu szokująca informacja o tym, że za przerzutem nielegalnych migrantów na włoską wyspę Lampeduzę stoją Niemcy, a konkretnie tamtejsze Ministerstwo Spraw Zagranicznych, które wyasygnowało kwotę 800 tys. euro dla organizacji SOS Humanity, która tych migrantów przewoziła. Włoski minister obrony Guido Crosetto skrytykował władze Niemiec podkreślając, że takie działanie "przekroczywszy pewien poziom, staje się aktem wojny".

Czy to dziwi? Niemiecki rząd wraz z organizacjami zależnymi od Georga Sorosa już przecież sponsorował dla przykładu organizacje „ekologiczne” działające na terenie Polski, które utrudniały przekop przez Mierzeję Wiślaną i nie tylko. Ujawnił to m.in. portal wPolityce.pl.

Teraz dowiadujemy się, że za opłacaniem nielegalnego przerzutu migrantów stoi rząd w Berlinie. Ale czy tylko? Oto z kolei kilka tygodni przed przerzutem kilku tysięcy Afrykanów na włoską wyspę w ciągu zaledwie dwóch dni, w Petersburgu odbył się szczyt Rosji z państwami afrykańskimi, a wśród uczestników były też kraje, których obywatele byli bardzo licznie reprezentowani wśród przybyszy na Lampeduzę. Czy to przypadek? Zbieg okoliczności w przypadku Kremla? Prawda, że to bardzo mało prawdopodobne.

Możemy więc w zasadzie z całą pewnością przyjąć, że za tym kolejnym najazdem nielegalnych migrantów stoją Berlin i Moskwa.

Warto przy tej okazji przypomnieć słowa Władimira Bukowskiego, który jeszcze przed wstąpieniem Polski do Unii Europejskiej przestrzegał, że jest to haczyk zastawiony przez Rosję i Niemcy na Polskę i inne kraje Europu Środkowej, ale nie tylko.

Przy okazji „zażegnywania” kryzysu migracyjnego na włoskiej wyspie pojawiła się osobiście sama szefowa Komisji Europejskiej, Ursula von der Leuen, jak wiadomo też Niemka, która przed wyborami we Włoszech także osobiście groziła Włochom, żeby wybrali „właściwy” rząd, ponieważ są jeszcze inne środki nacisku ze strony Unii Europejskiej (czytaj: Niemiec). Warto więc w tym miejscu postawić pytanie: Czy z takimi środkami mamy właśnie do czynienia?

Do tego dochodzi jeszcze doprowadzenie przez komisarz Komisji Europejskiej Ylvę Johansson do odwołania szefa Frontexu, który bronił granic krajów Unii Europejskiej i strefy Schengen, zgodnie z misją powołania tej agencji. Fabrice Leggeri złożył rezygnację ze skutkiem natychmiastowy w kwietniu 2022 roku, ale dopiero w czerwcu zabrał głos w tej sprawie.

„W ostatnich tygodniach przed tym, jak podałem się do dymisji, było spotkanie zarządu i ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że jest robocza decyzja zarządu, która pojawiła się znikąd. Zazwyczaj takie robocze decyzje przygotowywał w swoim biurze dyrektor zarządzający, ale ja nic o tym nie wiedziałem. Okazało się, że chodzi o to, żeby zmusić dyrektora wykonawczego, by wdrożył rekomendacje przygotowane przez eksperta ds. praw fundamentalnych i organizacje pozarządowe” – powiedział wtedy były szef Frontexu.

Leggeri wyjawił wtedy, że nagle zmieniła się interpretacja jego mandatu, a we Frontexie zatrudniono także „ekspertów ds. praw fundamentalnych”, według których „Frontex nie powinien wspierać trzymania szczelności granic przed napływem nielegalnych migrantów”.

„Eksperci byli opłacani przez agencję, ale pozostawali niezależnymi podmiotami. Ich rekomendacje zaważyły jednak na zmianie interpretacji mandatu szefa Frontexu” – czytamy na łamach portalu wPolityce.pl.

Wracając do głównego nurtu najazdu nielegalnych migrantów na włoską wyspę Lampeduzę, warto postawić sobie w tej sytuacji jeszcze kilka pytań. A mianowicie, czego w tej sytuacji mogą oczekiwać Niemcy od Włoch? Czy może chodzić o obalenie obecnego rządu i jego premier Giorgii Meloni?

Idąc dalej, wszyscy wiemy, że w granicach administracyjnych stolicy Włoch mieści się także państwo Watykan, którego władze i przywódcy duchowi Kościoła katolickiego od jakiegoś czasu zachowują się co najmniej niejednoznacznie, a nawet dziwnie i niedorzecznie. Czy to z kolei może mieć jakiś związek z niemiecką drogą synodalną i próbami centralizacji Europy pod wodzą Niemiec we współpracy z Moskwą? To oczywiście miałby być tylko element przejściowy, ponieważ jak podają niektórzy eksperci rosyjskiego imperializmu, „Rosja rozciąga się tam, gdzie nogę postawił rosyjski żołnierz”. Czy w takim razie, patrząc na to co dzieje się na Ukrainie, Niemcy i Francuzi czują się już zagrożeni czy jeszcze nie?

Czy tylko mnie takie pytania i skojarzenia przemknęły przez głowę?

 

Sonda
Wczytywanie sondy...
0
0
Zapisz na później
Wczytywanie komentarzy...

Polecane

Przejdź na stronę główną
Na żywo