Wspieraj wolne media

Barack H. Obama, cz.4. student, mąż, prezydent…

Jacek K.  Matysiak
0
0
0
Barack Obama
Barack Obama / Fot. Pxhere

W tej części omówię okres uniwersytecki (Pasadena-L.A., Columbia i Harvard), życie aktywisty, podjęcie pracy, założenie rodziny i karierę polityczną uwieńczoną prezydenturą… Powróćmy jednak do samego Barry Soetoro Obamy, w 1979 r. opuszcza Hawaje, aby studiować w Occidental College w Los Angeles, w Kalifornii. Będąc przez ostatnie 8 lat poddawany obróbce ideologicznej przez członka partii komunistycznej Franka M. Davisa, Barry na uczelni szukał kontaktu z rewolucyjnie nastawionymi lewakami, szukając także znanych z radykalizmu profesorów.

Oto jak o tym sam pisze w swojej autobiografii (Dreams from My Father):

„Żeby uniknąć bycia wziętym za sprzedawczyka, dobierałem swoich przyjaciół ostrożnie. Bardziej politycznie aktywnych czarnoskórych studentów. Studentów zagranicznych. Chicanos. Marksistowskich profesorów i strukturalne feministki”.

Jego kolega z rewolucyjnego kółka marksistowskiego John Drew, wspomina długie dyskusje nad teoriami marksistowskimi z Obamą i rozpoznawał w nim „brata krwi” rewolucyjnej i:

„członka tej rewolucyjnej elity, która ukierunkuje ten kraj, kiedy nadejdzie rewolucja” (...) Obama „był tak naprawdę marksistą-leninistą. Wierzył, że istniała klasa rewolucjonistów, która zmieni cały nasz naród, rozdzieli majątek i ustanowi nowe mechanizmy kontrolujące własność prywatną”.

Studia na Columbii…

W czasie studiów w Los Angeles dzięki pieniądzom zasobnego Pakistańczyka, Obama żył jak panisko, ciągłe imprezy, marihuana, narkotyki, szybkie drogie samochody (odkryte BMW). Zwiedzali Kalifornię, bywali nawet w Napa Valley, w Krainie Win. Ale dobre czasy się skończyły, jego bogaty partner (podobno byli kochankami) właśnie zakończył studia, życie mogło wyglądać szaro... W tym czasie według Obamy, zaprzestał on używania imienia Barry. Narodził się czarny przywódca Barack, który w pełni przejął rewolucyjne posłanie swojego ojca...

Latem 1981 r. Obama odwiedził matkę i przyrodnią siostrę w Indonezji oraz wraz ze swoimi kumplami ze studiów Mohammedem Hasanem Chandoo i Whidem Hamidem, odwiedził ich rodzimy Pakistan, gdzie szokowały go pozostałości stosunków feudalnych.

Jesienią 1981 r. mimo kiepskich ocen przeniósł się do renomowanego uniwersytetu Columbia w Nowym Jorku. I tu mamy problem, spośród studentów jego roku nikt go nie pamięta. Kiedy został Prezydentem, redaktorzy rzucili się szukać jego kolegów i koleżanek z roku. Niestety sam Barack Obama odmówił udostępnienia transkryptu stopni i klas z Columbii. Odmówił również podania nazwiska jakiegokolwiek studenta, współpracownika, czy przyjaciela z tego czasu.

https://www.frontpagemag.com/barack-obama-the-real-life-manchurian-candidate/

Dziennikarze śledczy zastanawiają się czy aby Obama nie zniknął przynajmniej na rok z pola widzenia. Niektórzy sugerują, że mógł być zwerbowany przez CIA i pracować dla nich w Afganistanie i dla Zbigniewa Brzezińskiego (tłumacz, muzułmanin, przelewy $$ i dostawy broni dla Talibów walczących z Sowietami). Według innych Obama miał studiować w Moskwie na uniwersytecie Patrice Lumumby. Jak widać jego życiorys jest bardzo tajemniczy…

Co-autor książki “Barack Obama’s true legacy” J.R. Nyquist przywołuje swój wywiad z 2010 r. z fizykiem Tomem Fife, który w latach 1990-tych pracował w Rosji. Otóż, Fife na zakrapianym alkoholem spotkaniu z rosyjskim fizykiem rozmawiał z wyżej postawioną komunistką, żoną fizyka. Po kilku ”głębszych” komunistka powiedziała, że wkrótce Ameryka będzie miała czarnego prezydenta, który jest do tej roli właśnie przygotowywany. Co ciekawe powiedziała, że obiekt ma na imię Barack, czyli “błogosławiony” również dla światowego komunizmu. Dodała, że ma białą matkę i czarnego ojca…

https://jrnyquist.blog/2020/02/07/obama-and-russia/

Brzmi to nieprawdopodobnie, ale zastanawia łagodny stosunek do Rosji i uparte dążenie Obamy do resetu. Mówi się też o finansowaniu Baracka przez Arabię Saudyjską…

https://rootforamerica.com/tucker-is-outing-obama-as-gay/

Są jakieś ślady przemawiające za jego pobytem na Columbii w następnym roku, w studenckim tygodniku „Sundial” Obama napisał artykuł apelujący o obcięcie wydatków na militarny kompleks w USA. W tym czasie profesorem w Columbii był znany aktywista antykolonialny, rzecznik praw palestyńskich i krytyk Izraela, zmarły w 2003 r. Edward Said, który miał wielki wpływ na Obamę (autor „Kultura i Imperializm”). Jednym z profesorów Obamy miał być też dobrze znany nam globalista, współtwórca Komisji Trójstronnej, dr Zbigniew Brzeziński (współpracownik Rothchild).

Wielki wpływ na poglądy Obamy miał również Frantz Fanon, antykolonialny teoretyk i autor (urodzony na Karaibach, aktywny w wojnie wyzwoleńczej w Algierii) słynny z powiedzenia:

„Bogactwa państw imperialnych, należą także do nas”.

Głosił on, że kolonializm trzeba totalnie zniszczyć. W sprawach taktyki apelował o bezrasową koalicję wyzyskiwanych, aby wyeliminować potrzebę użycia siły. Po leninowsku zalecał polityczną dyplomację dla pozyskania swoich wrogów, aby po wykorzystaniu ich pokonać.

Barack podejmuje pracę…

Obama ukończył Columbię w 1983 r. i przez niecały rok był zatrudniony, jako redaktor biuletynu jednej z korporacji (w swoich wspomnieniach oczywiście to upiększył), następnie bezrobotny znalazł ogłoszenie do pracy agitacyjno - organizacyjnej wśród czarnych w Chicago, którą to ofertę natychmiast przyjął.

W Chicago zanurzył się w problemach organizowania czarnej społeczności. Zbliżył się np. do organizacji Nation of Islam, Louisa Farrakhana, jest to dość prężna zdyscyplinowana organizacja czarnych muzułmańskich nacjonalistów, ale szybko zauważył, że jej formuła czarnej samopomocy nie jest rozwojowa i nie będzie mogła służyć jego przyszłej politycznej karierze.

W 1988 r. udał się do Kenii niejako w poszukiwaniu własnych korzeni i tożsamości, co istotnie pięknie opisuje w swojej autobiografii. Wydaje się, że najmocniej na jego przyszłości zaważyło dramatyczne przeżycie nad grobem jego „mitycznego” ojca. Tam ładuje swoje ideologiczne baterie i przejmuje nieskończoną ideową misję ojca. Barack Hussein Obama powoli przygotowuje się do swojej roli janczara...

W swojej pracy społecznego aktywisty i organizatora niezwykle pomocne Obamie stały się tezy zawarte w książce amerykańskiego (rodzice pochodzili z historycznej Polski/Litwy), lewaka Saula Alinsky’ego „Zasady dla Radykałów”, którą zadedykował ...Lucyferowi, jako pierwszemu radykałowi. Innym radykałem dla Alinsky’go był autor „Księcia”, Nico Machiavelli (przełom XV/XVI w.), który opracował zasady jak władzę posiadaną utrzymać. Alinsky zaś skupił się na tym, jak mogliby ją zdobyć ci, którzy jej nie mają, trzeba dodać, że inną pasjonatką Alinsky’ego była Hillary Clinton (na studiach pisała pracę końcową na ten temat).

Harvard…

Jesienią 1988 r. idąc śladami ojca, dostał się na słynnego uniwersytetu Harvard w Cambridge, Mass. do Law School. Był starszy od innych studentów, co pomogło mu zostać edytorem „Harvard Law Review”, jednak sam nic interesującego nie pisał.

Tutaj największy wpływ na Obamę miał słynny rewolucjonista i lewak prof. Roberto M. Unger (matka Brazylijka, ojciec Niemiec). Unger nawoływał do przejęcia przez rząd prywatnego kapitału i powierzenia go zespołom robotników (podobnie do poglądów ojca Obamy!). Unger uczył studentów jak używając prawa, dokonać istotnych zmian i przekształceń, transformacji w organizacji własności i społeczeństwa aby skutecznie zbliżać się do celu.

Rodzina i początek politycznej kariery…

W 1992 r. po ukończeniu Harvardu, Obama poślubił Michelle Robinson, która ukończyła tę samą uczelnię tylko wcześniej (absolwentka Princeton). Przez 12 lat Obama był wykładowcą w Law School na chicagowskim uniwersytecie. W październiku 1996 r. wstępuje do New Party, przybudówki Democratic Socialists of America (członkiem tej partii był np. Noam Chomsky), która jest częścią Międzynarodówki Socjalistycznej.

Zaskakujące są też koneksje rodzinne Michelle Obamy. Otóż Capers Funnye z Chicago, naczelny rabin czarnej hebrajskiej kongregacji etiopskiej Beth Shalom B'nai Zaken i Michelle są spokrewnieni. Matka rabina była siostrą dziadka Michelle…

W tym samym roku Obama startuje i dostaje się do stanowego Senatu w Illinois. Mówi się, że swoją karierę polityczną Obama zaczął w 1995 r. w domu słynnego terrorysty i anarchisty Billa Ayersa („Fugitive Days”), który za młodych lat podkładał bomby (razem z żoną Bernadine Dohrn) z grupą Weather Underground, pod komendy policji, Pentagon i Kapitol walcząc z amerykańskim imperializmem i neokolonializmem, powodując swoimi akcjami wiele śmiertelnych ofiar.

Prezydent Barack Hussein Obama…

W 2000 r. Obama startuje w wyborach do Kongresu, jednak przegrywa. W 2004 wygrywa wybory do Senatu USA (jego sponsorami był finansiści i filantropi: Soros, Pritzker i Buffett) i na konwencji Partii Demokratycznej wygłasza płomienne porywające przemówienie, którym wkracza na krajową scenę. Został zauważony... W 2008 r. grając z centrum, wygrywa wybory prezydenckie i zostaje 44 Prezydentem USA. Zaczyna się proces obezwładniania supermocarstwa...

Wcześniej w Chicago nie chcąc mieszkać w biednej czarnej dzielnicy, w której pracował, dojeżdżał codziennie 90 minut do pracy. Przypomnijmy, że Obama ma niewiele wspólnego z czarnymi obywatelami Ameryki. Nie wywodzi się z niewolników, nigdy nie doznał segregacji rasowej, nigdy nie mieszkał w murzyńskim getcie. Jego ojciec był wolnym człowiekiem z Kenii, który studiował na najlepszych amerykańskich uniwersytetach i wrócił do Afryki.

Obama wcale nie reprezentuje tradycji amerykańskiej zapoczątkowanej przez Ojców Założycieli (Washingtona, Jeffersona, Franklina), czy nawet Lincolna i czarnych Ojców Założycieli ruchu praw cywilnych jak F. Douglasa i później M. Lutra Kinga. Czarny prezenter TV, Tavis Smiley zarzucił Obamie, że ucieka od problemu rasy, jak czarnoskóry ucieka przed policjantem. Wydaje się, że Obama korzysta z innego dziedzictwa, z dziedzictwa idei i kompasu ideologicznego swojego afrykańskiego ojca.

Według teorii anty kolonialistów Europa i Ameryka, cały zachodni świat jest bogaty wcale nie swoją pracą i wynalazczością kolejnych pokoleń, ale łupami Afryki i całego trzeciego świata. Zachodnie najazdy i okupacje nie przyniosły cywilizacji, przemysłu, podwyższając poziom wykształcenia tubylców, ale niosły wyzysk, okrucieństwo, eksploatację zasobów ludzkich i naturalnych. Uzyskanie niepodległości przez kraje trzeciego świata niczego nie zmieniło, teraz mamy do czynienia z neokolonializmem. Wolny rynek jest tylko następnym sposobem wyzysku. Jedynym lekarstwem na ten chorobliwy stan jest socjalizm.

Trochę to niepojęte rozumowanie, bo siedząc w więzieniu w Kwidzynie w 1982 r. z marksistowskim metodologiem prof. Leszkiem Nowakiem z UM w Poznaniu słyszałem, że Marks wcale nie był przeciwko kolonializmowi, dlatego właśnie, że przyspieszał on rozwój tamtejszych środków produkcji i możliwości proletariackiej rewolucji…

Fenomen Obamy…

Zmęczonym wojnami i kryzysem Amerykanom, Barack H. Obama zaprezentował się, jako gołąbek pokoju, post-ideologiczny zbawca z politycznego centrum, przynoszący przejrzystość w dotąd brudnej polityce, wielokulturowy, ultra nowoczesny lider z nowym rozumieniem potrzeb zagubionego amerykańskiego społeczeństwa wchodzącego w XXI wiek.

Jak na ironię po jego dwóch prezydenckich kadencjach ludzie mogli zapomnieć o przejrzystości w polityce (atak na Tea Party). Obama jest ambitnym, tajemniczym prezydentem rządzącym dekretami (ponad 900), mianującym na lewo i prawo „carów”, kierujących licznymi sferami życia i działalności obywateli. Pomniejszającym znaczenie Kongresu, liderem z ekstremalnie lewej strony, niezainteresowanym dialogiem z opozycją, a jego intelektualne i polityczne korzenie pochodzą z trzeciego świata z połowy XX wieku. Po jego 8 latach urzędowania Ameryka jest nie do poznania. Co prawda tym razem nie może już płynąć na obiecywaniu nadziei na zmianę, tym razem poważna część amerykańskich wyborców wie, na co go naprawdę stać. Jednak zawsze może liczyć na zamiatających przed nim ścieżkę ochroniarzy z mainstream mediów.

Według krytyków, jego pragnieniem i zadaniem była i jest przebudowa i osłabienie chwiejącego się ekonomicznie supermocarstwa, przez jego dramatyczne zadłużenie i przez osłabienie jego sił zbrojnych. Przez oddanie zarządzania potężnym postępowym korporacjom, zsocjalizowanym związkom zawodowym i kooperatywom, sprzyjanie powstania wielobiegunowego świata, stopniowy transfer dobrobytu zachodu do krajów III świata i zniszczenie wielorakich różnic w rozwoju i poziomie życia między narodami na świecie. W perspektywie jeden rząd światowy…

Mówiąc o antykolonializmie można powiedzieć, że jest to złożony strategicznie program masowych reparacji, odszkodowań. Jak widać jest mu po drodze z globalistami, choć ostatnio obserwujemy nowy sposób przyspieszający powalenie znienawidzonej przez lewaków cywilizacji białego człowieka, przez masową migrację. Czyli stworzenie sytuacji kryzysowej proszącej o interwencję silnej władzy…

Chciałbym dodać, że Obama jest jednym z najbardziej tajemniczych prezydentów, zimną osobowością i ambicjami przypominający może tylko mniej zręcznego i tępionego przez media Nixona. Zaskakujące światło na niego rzuca jego stosunek do własnej rodziny, o której ładnie pisząc w swojej pierwszej autobiografii zarobił grube miliony. Odmawia kuzynom i przyrodniemu rodzeństwu jakiejkolwiek pomocy (czuję wasz ból, ale chcę pozostać multi milionerem). Ówcześnie 70–cio letnia Auma, siostra jego ojca, aby zarobić na życie sprzedawała na ulicy węgiel drzewny, jego najmłodszy przyrodni brat George Obama, mieszkał w szopie slumsów w Nairobi, ect. Lubi za to wydawać pieniądze innych... Typowy socjalista.

Nie zapominajmy, że historia Baracka Husseina Obamy II, porzuconego przez uganiających się za realizacją swoich marzeń ambitnych rodziców, była możliwa tylko w takim kraju jak Ameryka, jednak realizacja planów i marzeń Obamy, dla Amerykanów, może oznaczać tylko koszmar...

https://www.washingtontimes.com/blog/inside-politics/2012/apr/30/new-obama-slogan-has-long-ties-marxism-socialism/

Oto jak wygląda odgrzewany antykolonialny socjalizm Baracka Husseina Obamy II. Trwa przyspieszony proces zadłużania Państwa połączony z polityką drukowania pieniędzy bez pokrycia. Trwa kurs mnożenia obostrzeń i regulacji utrudniających funkcjonowanie biznesom i niszczenie niezależnej klasy średniej. Towarzyszy temu inspirowanie ubogiej ludności z krajów latynoskich do nielegalnego przekraczania niezabezpieczonej granicy państwowej w celu uzyskania sowitej pomocy od agencji rządowych USA i zdestabilizowania istniejącego systemu.

Trwa wielka ofensywa rozmontowywania tradycyjnego modelu rodziny i kultury, promowania wszelkiej maści mniejszości kosztem praw większości. Ma miejsce czystka w wojsku i otwarte wprowadzenie do tego środowiska opartego na dyscyplinie, gejów i kobiet. Trudno nie zauważyć, że to atomizowanie społeczeństwa, przy jednoczesnym budowaniu potęgi silnego i opiekuńczego aparatu państwa powoduje nieodwracalne zmiany w zakresie tradycyjnej amerykańskiej republikańskiej wolności i autonomii jednostki i demontaż jej konstytucyjnych praw i obowiązków. Nawet na podstawie reformy i zarządzaniem służbą zdrowia staje się coraz bardziej widoczne (epidemia Kowidu i szczepień), że Deep State przyjął koncepcję poszerzania własnej władzy i kontroli poprzez tworzenie i zarządzanie sytuacjami kryzysowymi…

Jednocześnie ulega erozji tradycyjny podział na polu polityki wewnętrznej, gdzie zawsze ścierały się interesy Partii Demokratycznej i Partii Republikańskiej. Dziś w polityce amerykańskiej mamy nową jakość (jedność interesów elit), sytuację przypominającą dwie drużyny sportowe w jednej szkole, każda z nich polegająca na swoich gorących zwolennikach-kibicach. Jednak dyrektor szkoły jest jeden i tak naprawdę to jest jego gra. Czas pokaże, czy entuzjastyczni polityczni kibole odkryją prawdziwy sens organizowanych dla nich igrzysk…

A co słychać dziś u Obamów? Ich majątek oblicza się na $242,5 mln, posiadają domy na Hawajach, w Chicago, Washington D.C. i na słynnej wyspie Martha's Vineyard w Massachusetts. Dom w stolicy (Kalorama) znajduje się 2 mile od Białego Domu i jego stałym gościem jest urodzona w Iranie (w Shiraz) prawa ręka Obamy (“mamusia”) muzułmanka Valerie Jarrett. W grudniu 2020 r. Obama w wywiadzie dla Stephen Colbert wyznał, że myśli o sytuacji w której jakiś “słup” jest oficjalnie prezydentem, a on siedzi sobie w dresach w domu i nim kieruje. Jeśli tym słupem jest dziś rozsypujący się stetryczały Biden, to czy następnym nie może być Michelle?

Najnowsze
Sonda
Wczytywanie sondy...
0
0
Zapisz na później
Wczytywanie komentarzy...

Polecane

Przejdź na stronę główną
Na żywo