Amerykańska walka z czasem. Co dalej z dominacją morską?
Stany Zjednoczone położone są na kontynencie północnoamerykańskim. Jest to truizm porównywalny do stwierdzenia, iż ziemia jest okrągła lub do poglądu głoszącego, że ów planeta obraca się wokół własnej osi dając nam dzień i noc. Obserwując położenie geograficzne Ameryki Północnej nietrudno zauważyć, że jest to miejsce niczym wyspa oblewana od północy Oceanem Arktycznym, od wschodu Oceanem Atlantyckim, a od zachodu Pacyfikiem. W geostrategii to właśnie położenie w sposób dobitny podkreślał ojciec amerykańskiej strategii morskiej Alfred T. Mahan. Fundament potęgi Stanów Zjednoczonych – woda, staje się jednak coraz większym wyzwaniem dla US Navy, które musi coraz mocniej konkurować z chińską PLAN (People’s Liberation Army Navy).
Potęga morska podstawą wielkości i dobrobytu?
Mahan w swojej doktrynie zawartej w pracy pt. „Wpływ potęgi morskiej na historię” (The Influence of Sea Power Upon History) twierdził, że podstawą wielkości i dobrobytu państwa jest potęga morska, mająca podstawowe znaczenie gospodarcze. Za jej prymarne cechy uważał: silną flotę wojenną, dobrze rozbudowaną flotę handlową, handel zagraniczny, kolonie oraz bazy morskie. Podstawą skutecznej floty morskiej w jego rozumieniu były wielkie okręty zdolne do rozstrzygania losów wojny w jednej walnej bitwie. Patrząc na lata rozwoju amerykańskiej floty morskiej i jej działania na całym świecie można stwierdzić, że miał rację a jego postulaty, sukcesywnie realizowane w praktyce, przez lata dawały Waszyngtonowi wymierne korzyści budując potęgę światowego hegemona. Sytuacja jednak zaczyna ulegać zmianie.
Raporty Pentagonu kierowane do amerykańskiego Kongresu na przestrzeni ostatnich lat (takie jak Military and Security Developments Involving the People’s Republic of China: 2020 China Military Power Report (defense.gov)) wskazują na gwałtowny rozwój potencjału morskiego PLAN. W analizach Pentagonu podkreślono nie tylko rozwój liczebności okrętów morskich Chin, ale ujęto strategię działania Pekinu na arenie międzynarodowej w nadchodzących latach.
Pekin ma największą flotę wojenną na świecie, z ogólną siłą bojową około 350 statków i łodzi podwodnych, w tym ponad 130 głównych okrętów powierzchniowych. Dla porównania, siły Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych liczą około 293 okrętów zdolnych do dyslokacji. Chiny są największym producentem statków na świecie pod względem tonażu i zwiększają swoje zdolności w zakresie budowy i możliwości dla wszystkich klas marynarki wojennej. Ponad to, Pentagon regularnie raportuje Kongresowi, iż Chińscy przywódcy podkreślają imperatyw spełnienia kluczowych wskaźników transformacji wojskowej wyznaczanaych w ostatnich latach. Te kamienie milowe mają na celu dostosowanie transformacji Armii Ludowo-Wyzwoleńczej do ogólnej narodowej modernizacji Chin, tak aby do końca 2049 r. Pekin dysponował armią „światowej klasy”. Czy to powinno zapalać czerwone lampki w głowach amerykańskich decydentów? Oczywiście, że tak.
Pomimo faktu, że flota Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych nadal zdecydowanie przewyższa zdolności Marynarki Wojennej Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej pod względem rzeczywistych możliwości strategicznych, to zagrożenie jest coraz głośniej manifestowane w Waszyngtonie. Niedawno Sekretarz Marynarki Wojennej USA Carlos Del Toro powiedział, że chińska marynarka wojenna „ma znaczącą przewagę nad swoim amerykańskim rywalem, w tym większą flotę i większe możliwości budowy statków”. Właśnie o możliwości budowy statków tutaj chodzi. Nie jest tajemnicą, iż amerykańskie stocznie wojskowe od dłuższego czasu nie nadążają z produkcją kolejnych okrętów, a ich dodatkowym problemem wydaje się brak wystraczającej liczby wykwalifikowanego personelu. Amerykanie sami przyznają, że Chiny nie tylko korzystają z „niewolniczej pracy” swoich konstruktorów, ale przede wszystkim mają po prostu więcej stoczni. Idealnym odzwierciedleniem tego stanu rzeczy było zdjęcie, które jakiś czas temu obiegło „branżowe” media społecznościowe. Na fotografii satelitarnej widać było doki chińskiej stoczni w Dalian, gdzie w jednym czasie budowane były 4 niszczyciele. Jeśli istnieje obrazek, który może wyrażać więcej niż tysiąc słów, to właśnie o nim mówimy. Jest to jednak tylko jeden z wielu wskaźników w ocenie potencjału militarnego i strategicznego.
Zobacz także: Oficjalnie: Henryk Kowalczyk złożył dymisję. "Złożyłem rezygnację" Już znamy nazwisko następcy
USA powinny przyśpieszyć działania
Jaka powinna być reakcja Stanów Zjednoczonych? Przede wszystkim należy przyśpieszyć proces modernizacji floty morskiej. Pomocą w niektórych zadaniach z pewnością będą dla Amerykanów ich sojusznicy z regionu Pacyfiku. To własnie do amerykańskich stoczni na szkolenia pojadą setki australijskich ekspertów, którzy w ramach porozumień AUKUS, będą uczyli się produkcji okrętów podwodnych o napędzie atomowym. To własnie może być najszybsza i bezpośrednia odpowiedź na bieżące bolączki US Navy – oczywiście dalece nie wystarczająca. Waszyngton zdając sobie sprawę z rosnącego zagrożenia na Pacyfiku znacząco wzmacnia tam także sieć swoich sojuszników. Mowa nie tylko o tuzach pokroju Japonii, Korei Południowej czy Australii, ale również o Filipinach, gdzie amerykańskie lokują coraz więcej swojego sprzętu. To właśnie połączone siły Stanów Zjednoczonych i sojuszników będą kluczowe do odparcia potencjalnego ataku Chin na Tajwan czy prewencji konfliktu kinetycznego w tym miejscu świata.
US Navy coraz głośniej domaga się równiez coraz większych nakładów finansowych od Pentagonu. Wydaje się, że sekretarz Lloyd Austin rozumie potrzeby zwiększonego finansowania amerykańskiej obronności i to wlaśnie zagrożenie chińskie (jak mówił przed Senacką Komisją ds. Sił Zbrojnych) jest powodem wniosku do budżetu państwa na rok finskalny 2024, który opiewać ma na sumę 842 miliardów dolarów. Wniosek na rok budżetowy 2024 obejmuje również 40% wzrost dla Inicjatywy Odstraszania Pacyfiku (Pacific Deterrence Initiative). Tegoroczne PDI wynosić będzie rekordowe 9,1 miliarda dolarów. Z tych pieniędzy finansowana będzie zwiększona obecność amerykańskich sił zbrojnych w regionie Pacyfiku, w tym zabezpieczenie Hawajów i Guam oraz głębsza współpraca z sojusznikami i partnerami. Czerwona lampa w głowach amerykańskich decydentów świeci się coraz jaśniej.
Marynarka Wojenna Stanów Zjednoczonych powinna budować swoją strategię oraz ocenę sytuacyjną w zakresie potencjału morskiego nie tylko na bazie liczby okrętów, ale na podstawie realnych możliwości przemieszczania oraz technologii, w której w chwili obecnej nie mają konkurencji. Oceniając liczebność chińskiej floty pamietać należy o jej startegicznym zastosowaniu. Wiele okrętów PLAN to statki ochrony wybrzeża, czy korwety przeznaczone do działań lokalnych. Z kolei flota morska Stanów Zjednoczonych to światowej klasy machina przeznaczona do egzekucji bezpośredniej dominacji na wodach całego świata. W jej skład wchodzą liczne lotniskowce, czy niszczyciele. Chiny dopiero są w procesie przekrztałcania swojej floty na zdolną do projekcji siły w zdecydowanie szerszym spektrum niż obecnie. W najbliższych latach trwać będzie amerykański wyścig z czasem, który wymuszać będzie nie tylko dalsze wydatki obronne, rozwój wojska, ale także potrzebę szkolenia większej liczby personelu, czy dostosowania strategii do dynamicznych zmian militarnych wewnątrz chińskiej armii. Kluczowe będzie też utrzymywanie sojuszy w regionie Pacyfiku oraz możliwie jak najszersze rozszerzanie koalicji anty-chińskiej.